Kanioning nauczył mnie pokory [wywiad]
Rozmowa z Piotrem Holinko, m.in. członkiem Canyoning Team TSK Zakopane, współorganizatorem wypraw survivalowych
– Słuchając Twoich opowieści o przygodach w kanionach, oglądając nakręcone przez Ciebie filmy jakby prosto przeniesione z „National Geographic” cisną mi się na usta słowa: i strasznie, i pięknie. Wodospady, góry, kaniony, a Ty jak się nie wspinasz, to zjeżdżasz wzdłuż skały na linie z kilkunastu metrów i wpadasz z impetem wprost do rwącej rzeki. Mówiąc wprost – nasz kolejny człowiek z pasją. Skąd takie zamiłowanie do balansowania na granicy bezpieczeństwa?
Zaczęło się w szkole średniej. Razem z przyjacielem, z którym teraz tworzymy survivalowy team zafascynowani byliśmy rajdami Camel Trophy. Jeździliśmy terenówką, a im bardziej wkopaliśmy się w błoto i im trudniej było auto wyciągnąć, tym zabawa była lepsza i bardziej emocjonująca. Trzynaście lat temu zainteresowaliśmy się kanioningiem. Ta dyscyplina w Polsce dopiero się rozwijała. Nawiązaliśmy współpracę z zakopiańskim TOPR-em, współdziałamy z Tatrzańskim Stowarzyszeniem Kanioningowym. Z wielu względów kanioning nadal jednak pozostaje niszowy. M.in. dlatego, że najbliższe poważne kaniony są w Austrii, Słowenii czy we Włoszech. Generalnie – zorganizowanie wyjazdu nie jest sprawą prostą. Jednak całą mękę związaną z załatwieniem urlopu, środków i transportu rekompensują pierwsze godziny po przyjeździe na miejsce. Tak trudno opisać, jakie uczucia towarzyszą nam, kiedy znajdujemy się wewnątrz tych wspaniałych formacji skalnych. Człowiek czuje się jednocześnie mały i kruchy oraz wielki i dumny. Każde następne 10 metrów jest inne, niepowtarzalne, przepiękne i często nawet przerażające. Żadne zdjęcie czy film nie są stanie pokazać i ogarnąć wszystkiego co nas tam otacza.
– Miałeś takie sytuacje, że czułeś: jeszcze jeden krok i po mnie?
Takie sytuacje prędzej czy później muszą się wydarzyć. Najważniejsze, choć kilka razy byliśmy przekonani, że dojdzie do tragedii, to udało się jej ostatecznie uniknąć – jak dotąd.
Leale – to kanion we Włoszech, którego nie zapomnę nigdy. Tamtego dnia nic nie układało się jak należy. Niespodziewana zmiana pogody przerwała podejście. Kiedy wreszcie udało się wejść, napotkaliśmy serię bardzo trudnych technicznie progów wodnych, gdzie nie obyło się bez podtopień i drobnych urazów. Ostry nurt rozszczelnił pojemniki na elektronikę i straciliśmy mapy, telefony, GPS, a nawet kamerę. Tracąc mapy i lokalizację nie byliśmy w stanie określić pozycji wyjścia ewakuacyjnego, które dawało możliwość wcześniejszego wyjścia, przed najtrudniejszym, kilkuetapowym wodospadem typu zlewnia (crux), gdzie jego wąskie gardło nadawało wodzie ogromną prędkość. Nie mogliśmy iść naprzód, nie mogliśmy się cofnąć i wtedy przyszła ulewa. Mieliśmy niewiele czasu, by wspiąć się chociażby ponad poziom wody, która zaraz wypełni kanion – po 20 metrowych ścianach śliskich od glonów…
Nigdy nie byłem tak zniszczony. Po 9 godzinach naprawdę ciężkiej walki udało się wyjść wspinając się po pionowej ścianie, gdzie pod nami szalał już żywioł. Lecz mimo tego, że przeżyliśmy tam prawdziwy kryzys, planuję tam wrócić, by zdobyć go do końca.
– Czego uczestnik kanioningowej wyprawy może się po niej spodziewać?
Przede wszystkich niezapomnianych wrażeń. Można powiedzieć, że wszystkich wrażeń.
To miejsca, które są nieprawdopodobnie piękne, powalające swym ogromem, bo wszystko tam jest gigantyczne. Cały czas czuć siłę żywiołu. Mroźna woda, skały, skoki, zjazdy, jaskinie, wodospady, piękne krystaliczne oczka wodne. Wychodząc stamtąd człowiek czuje, że dokonał czegoś wielkiego. Trzeba jednak pamiętać, że to trudne środowisko, pełne niebezpieczeństw, nawet takich, których możemy nie uniknąć, mimo najlepszego przygotowania. To prawda, że tragedie się zdarzają. Najczęściej są to utonięcia w porywistych, cyrkulujących nurtach zwanych odwojami i cofkami, czyli prądami wstecznymi. Jednak najczęściej są to urazy pozwalające kontynuowanie trasy lub transport poziomy.
– Czego nauczył Cię kanioning?
Przede wszystkim pokory oraz tego jak ważna jest komunikacja. Nauczył mnie, by w sytuacji problematycznej jak najszybciej szukać rozwiązania. W sytuacjach napięcia, czy konfliktu zawsze stawiam rozmówcę ponad sobą. Po co mi to jeszcze? Mam dużą frajdę po zakończeniu takich ekspedycji. Siedzę w bazie, popijam wieczornego drinka, przeglądam foty i nie wierzę, że tam byłem.
– Dziękuję za rozmowę i życzę Ci wielu takich wypraw.
Jeden z filmów Piotra pokazujący piękno kanioningu obejrzysz tu:
.
(180)