Stopem przez świat
Rozmowa z Mariuszem Jorkiem, naszym człowiekiem z pasją, który na koncie ma kilka tysięcy kilometrów przejechanych autostopem
Autostopem przed laty zjeździłeś Polskę, docierając nim m.in. nad Bałtyk, ale i na festiwal w Jarocinie. Ten sam środek transportu okazał się także najlepszy, gdy trafiłeś tam, gdzie „diabeł mówi dobranoc”. Jak to się stało, że w latach 2014-2018 miałeś okazję przejechać niemal wzdłuż i wszerz takie miejsca jak Armenia, Gruzja, Górski Karabach, Iran, Ekwador, czy Kolumbia?
Zaczęło się od tego, że moja lepsza połowa pojechała do Armenii na wolontariat. To był rok 2014, a ja postanowiłem do niej dołączyć. Oczywiście, do samej Armenii doleciałem samolotem, jednak Armenię, Gruzję i Górski Karabach zjeździliśmy autostopem. Zawsze lubiłem ten sposób podróżowania. Fajnie jest poznawać nowych ludzi, ich kulturę, ciekawie jest mieszkać u lokalsów. Szczególnie ciekawie jest jak nie zna się lokalnego języka i trzeba porozumiewać się na migi – tak było w Iranie.
Jesteś weganinem. Jak udawało Ci się pogodzić Twój rygorystyczny jadłospis z menu krajów, w którym króluje przede wszystkim mięso?
To jest niesamowite jak ich mieszkańcy potrafili, ale przede wszystkim chcieli dopasować się do wymogów swoich gości, czyli nas. Co nas zaskoczyło już na początku to ich gotowość nie tylko do podwożenia obcych sobie ludzi na całkiem spore odległości, ale i zapraszania na obiady, jak i oferowania noclegów. Bywało, że podczas jazdy brali od nas numer telefonu, po czym po jakimś czasie dzwonili z pytaniem, czy mamy gdzie spać. Świetne było to, że gdy mówiłem o swoim wegańskim menu nagle cała rodzina potrafiła przestawić się na posiłki bazujące na tym, co nie ma oczu, nie składa się z nabiału, czy miodu. Tak było m.in. w Iranie czy Kolumbii.
Jak wyglądał plan Waszych podróży? Czy łatwo jest podróżować „bez biletu” we wspomnianych przez Ciebie krajach?
Staraliśmy się wytyczać cel dojazdu, tak by dotrzeć do miejsc wartych obejrzenia. W podróży spędzałem zazwyczaj miesiąc, dwa. Zauważyłem, że im kraj bogatszy i bardziej cywilizowany, tym trudniej złapać stopa. Ludzie się boją, że ich okradniesz z ciężko wypracowanego majątku. Teraz dokładnie tak samo jest w Polsce, gdzie idea autostopu praktycznie umarła. W biedniejszych krajach potrafią dać Ci ostatnią kromkę chleba, bo wiedzą, że nie mają nic, na co mógłbyś się połakomić. Strachu najedliśmy się w Iranie, gdzie kierowca ciężarówki po przejechaniu z nami 200 kilometrów wyrwał mi telefon komórkowy, żądając zapłaty za podwiezienie. Na szczęście, udało się nam uciec. Nie wiem, jaki był tego powód, może po prostu się nie zrozumieliśmy. Inni kierowcy w Iranie byli bardzo uczynni. Z kolei w Górskim Karabachu podróżowaliśmy z pijanym kierowcą i jego równie rozbawionym alkoholem pasażerem. Jak się okazało, to były takie miejscowe szychy. Panowie przewieźli nas przez linię frontu. Widziałem przygotowane do strzału katiusze ukryte w chaszczach. Oj, najedliśmy się wówczas strachu. Poznani w trasie ludzie bywali różni. Z niektórymi „gadało się” przy użyciu rąk i różnych języków świata całą drogę, inni potrafili milczeć przez pięć godzin. Zawsze staraliśmy się mieć ze sobą jakieś drobiazgi na pamiątkę dla kierowców i gospodarzy. Miło było, gdy tubylcy kojarzyli Polskę, gdyż łatwiej było nawiązać z nimi kontakt. W Kolumbii Polska kojarzyła się z Janem Pawłem II, w Ekwadorze – z Robertem Lewandowskim. W Iranie pomocną dłoń wyciągnął do nas właściciel salonu samochodowego, który okazał się kolekcjonerem monet – zupełnie tak jak ja. Podarowaliśmy mu więc polską dwuzłotówkę.
Które z odwiedzonych miejsc wspominasz jako najpiękniejsze?
Takim rajem na ziemi okazały się wyspy Galapagos. Trafiliśmy tam zupełnie przez przypadek, gdyż są to wyspy należące do Ekwadoru, gdzie akurat byliśmy. Nurkowałem więc z lwami morskimi, obok pływały rekiny, pingwiny… Leżałem na plaży, a tuż obok wygrzewały się na słońcu stada lwów morskich z młodymi. Wielkie żółwie spotkaliśmy na trasie spacerowej. To była przygoda mojego życia.
Masz plany jaki będzie następny cel Twojej podróży?
Marzy mi się obejrzenie na własne oczy mamutowców olbrzymich. To gigantyczne drzewa, które rosną m.in. w Kalifornii. Na razie autostop po Stanach nie wydaje mi się realny. Jak się jednak okazuje, mamutowce można znaleźć także w miejscowości Brwice w Zachodniopomorskiem. To mnie kręci, więc ten kierunek wybieram w najbliższym czasie.
Dziękuję Ci za rozmowę życząc wielu fantastycznych eskapad – oczywiście najlepiej autostopowych.
(157)